FA-LA

UNIWERSUM KILL - TOM III

"FA-LA" TOM III UNIWERSUM KILL

Pod przemożnym naporem sił Sprzymierzonych floty Imperium wycofują się. Dopracowane przez ludzi nowinki techniczne tylko na chwilę dają im iluzoryczną przewagą. Przeciwnik wbrew oczekiwaniom dosyć szybko zmienia taktykę dostosowując się do nowych warunków. Potężne okręty imperialne tylko na chwilę zatrzymują przeciwnika. Na wszystkich trzech, kosmicznych frontach dominuje klęska.

Niecałe jednak Imperium żyje wyłącznie wojną, niektóre, odległe systemy cieszą się spokojem i bezpieczeństwem, ale w kilku przypadkach jest to przeświadczenie złudne. Ośrodek badawczy usytuowany w rezerwacie Betelgezy zgłasza problem. Wszystko wskazuje na to, że ktoś przyśpieszył eksplozję supernowej a konsekwencje mogą być poważne. W innych systemach jest niemniej niebezpiecznie.
Stało się to co musiało się stać. Zdrada, rebelia i rewolucja podniosły głowę. Wszystko zainicjowali niegenetyczni, którzy opanowali kilka dziedzin życia, ale przeliczyli się i po krótkiej euforii przeszli do ukrycia wyszukując odległe i niezamieszkałe układy niosąc ze sobą zagładę. Niestety zaczynają szukać sprzymierzeńców wśród Sprzymierzonych i Federacji Ziemskiej.

Co raz mocniej zaznacza swoją obecność tajemnicza organizacja – Zakon. Jej członkowie pojawiają wszędzie tam gdzie dzieje się coś ważnego i wpływają na przebieg zdarzeń jednak fakt ten nie unika Wielkiemu Inkwizytorowi. Nadchodzi więc rozgrywka między Zakonem a siłami wiernymi Imperatorowi.

KILKA SŁÓW

Przeciwnik na dobre wdziera się w imperialne kolonie a każda rasa ma w tym swoje własne cele. Gospodarka Imperium zaczyna mieć kłopoty. Wszystkie obliczenia wskazują na rychły koniec państwa. Z tej sytuacji korzystają rebelianci, którzy odrywają pomniejsze systemy i wprowadzają swoje rządy. Imperator musi zareagować odsyłając flotylle potrzebne na froncie. Tymczasem wraca tajemniczy zakamuflowany wróg wewnętrzny nazywany Zakonem, jego rola nie jest jasna, ale obawa przed nim paraliżuje służby.

Paweł Famus

PRZECZYTAJ FRAGMENT

– Przejście wiązki z „Solu” przez kostkę nie osłabi jej siły i na pewno strąci okręty z następnych – meldował. – Jeśli skorygujemy nieco oś okrętu, trafimy w górną część pierwszej kostki, drugą trafimy centralnie, a trzecią nieco z dołu. Tym sposobem zniszczymy dużo więcej okrętów przeciwnika. 211 – Rozumiem. – W tym momencie nastąpiła sekundowa przerwa. – Masz wyznaczoną oś ostrzału? – Tak, kapitanie – oświadczył pewny swoich wyliczeń Kozieł. – Poradzisz sobie ze sterem? – Eee, no tak. Znowu nastąpiła przerwa i nagle nad holoprojekcją ustawienia luster i kryształów pojawiło się zwykłe koło okrętowe, a właściwie jego wizualizacja. Porucznik Kozieł przechwycił je myślowo i ustawił na pierwszym planie, a później zaparł się o nie rękami, by już za moment wprowadzić swoje obliczenia. Okręt lekko zmienił pozycję, nawet eskortujące go krążowniki i myśliwce nie zanotowały przesunięcia. – Jestem gotowy do ostrzału – podał meldunek na mostek. – Wal pan, panie Kozieł, wal pan śmiało, jak na manewrach – podał wylewnie rozkaz otwarcia ognia kapitan. – Żeby nam się to ścierwo do domu nie dostało. Kozieł odsunął koło sterowe i przeszedł myślowo do wajchy zwalniania luster. W tej chwili już nic nie mogło powstrzymać kaskady niszczycielskiej siły. Zwolnione tarcze siłowe i skierowane odpowiednim programem lustra spowodowały wystrzelenie uwolnionej energii w stronę przeciwnika

– Kiedy znajdziemy się poza zasięgiem pościgu, wywołacie komendanta układu Janosik i nakażecie mu natychmiastową ewakuację. Nie będziemy się bronić w układzie Janosik. Wracamy do domu – wyrecytował polecenie. Bardzo ciężko przechodziło mu ono przez usta, które zaciskał w wąską linię, a brew drgała mu, jakby miał go zaraz trafić atak apopleksji. – Dlaczego, marszałku? – zapytał zastępca. On i chyba wszyscy członkowie załogi pełni byli ducha walki. Wydawało się, że pomimo wycofywania straty, jakie zadają wrogowi, to zwycięstwo. Przecież wykonują polecenie sztabu generalnego polegające na opóźnianiu wroga. Przecież inne floty walczą już w granicach zamieszkałych planet Imperium i tylko flota Ramienia Perseusza walczy daleko w przestrzeni. – Pan spojrzy, niebieski nadgigant, gdyby opadły tarcze ochronne, a to w czasie bitwy zwykła sprawa, to usmażylibyśmy się. Wie pan, ile załóg stracił generał TAR z tych okrętów, którym opadły tarcze? Ja panu odpowiem. Wszystkie. I niech pan spojrzy. Nawet nie idzie po naszym torze, boi się wpaść na pola minowe. Wniosek? – zapytał, ale nie dał odpowiedzieć zastępcy. – Boi się i szanuje swoje załogi. – A straty? – Straty musiały być, ale on już widzi, że sprawy nie idą dobrze. Jak pan myśli – marszałek mówił do zastępcy, ale intonował głos 218 tak, aby wszyscy na mostku zrozumieli, co właściwie się dzieje – dlaczego w ogóle nas ścigają? – Znowu nie dał odpowiedzieć zastępcy. – Przecież mogliby zaatakować rubieże Imperium. Mają plany i mapy, wiedzą, gdzie nas znaleźć. Oni nie chcą mieć naszej floty na plecach. Musieliśmy być już bardzo blisko którejś z ich cywilizacji i to dlatego nas ścigają, wykurzają i spychają w kierunku domu. – Panie marszałku, ale czemu na Janosiku nie? – Wystarczy, że będziemy kłaść głowę w równym boju, a nie po przypadkowym trafieniu. Nie poświęcę swoich ludzi, a zadanie wykonam albo polegnę.

– Miejsca w biurze nie było? – Smirnof, jako starszy i dowodzący, pozwolił sobie na sarkazm. – Oni wiedzą, że my wiemy. – Po Wolinie to raczej było do przewidzenia – Smirnof stwierdził fakt. – Nie do końca – zaprzeczył Polak. – Tamta grupa przede wszystkim zajmowała się przerzutem agentów. Ta tutaj ma mieć lub już ma plany drugiego pieca. – Niemożliwe – ocenił tę informację Smirnof. – Wszystko na to wskazuje. – Rosomak prowadził rozmowę i wydawało się, że to on jest szefem polskiej strony. – Same plany niczego im nie dają. – Też tak uważamy, więc trzeba również założyć, że dojdzie do porwania lub uprowadzenia niewielkiej grupki naukowców i techników. Mogą to zrobić bez problemu, trwa wojna i wiedzą, że nie doliczymy się ofiar. – Rosomak dla wygody przyklęknął i poprawił kwiaty. – Uprowadzenie statku nic im nie da. Nie są w stanie go skopiować. Mogą go tylko posiadać i eksploatować do czasu pierwszej awarii. – Więc zakładacie porwanie – rozumował Smirnof – a nie myślicie o zdradzie? – Wytwórnie pieców są dobrze strzeżone, zakładamy również szpiegostwo przemysłowe, polegające na kradzieży prac badawczych na szkodę naukowców z instytutów uniwersyteckich. Mamy jednak inny trop. Prowadzi do tego układu. – Rosomak zniżył głos, jakby to coś miało dać. – Jedna z wytwórni ma problemy, rozpoczęła produk- 243 cję nowych rodzajów pieców, coś poszło nie tak, dostali bardzo duże zamówienia, lecz zamawiający nie byli związani ze stoczniami. Z początku wyglądało, jakby ktoś chciał wyprzedzić konkurencję i dyktować warunki dystrybucji nowych rewelacyjnych pieców. Teraz wiemy, że była to długofalowa działalność zmierzająca do wrogiego przejęcia, bowiem zewnętrzny inwestor nigdy nie miał zamiaru wywiązać się z zamówienia, a kosztami obciążono producenta, korzystając ze specjalnie wadliwie skonstruowanej umowie prawnej. Wytwórnia pieców broni się jeszcze, ale jej dni są policzone.

ZAMÓW JUŻ DZIŚ

    SPRAWDŹ TEŻ