MR.-OK

UNIWERSUM KILL - TOM II

"MR.-OK" TOM II UNIWERSUM KILL

Nadciąga Mr. – Ok, na granicach Imperium Lachów pali się już kosmos.

To druga odsłona serii, kontynuacja space-opery Zło – To. Tak w pierwszym jak i w drugim przypadku tytuł ma dwa znaczenia, których nie da się rozszyfrować bez przeczytania treści książki. Kronika Imperium Legendarnych Lachów (KILL) opowiada o następstwach rozpoczętej dawno temu wojny galaktycznej. Mimo że kosmicznemu państwu, leżącemu w Ramieniu Oriona, nikt wprost wojny nie wypowiedział, to obce siły zwane Sprzymierzonymi otaczają go z trzech stron. Uporczywa obrona blokuje postępy wroga, jednak ten uczy się na błędach, choć są dla niego naprawdę kosztowne. Pojawiają się też dwie nowe rasy, ich nastawienie jest diametralnie różne. Wyjaśnia to historia wojny przedstawiona przez awatara biblioteki Wedan. Zło czai się już nie tylko w przestrzeni zewnętrznej, ale coraz mocniej podnosi głowę wewnątrz państwa położonego w Ramieniu Oriona. Można stwierdzić, że Sprzymierzeni nie są najważniejszym problemem Imperatora.

Nadciąga Mrok, ale jego nieogarnione przestrzenie rozświetlane są też przez światło nadziei. Nim jednak nadejdzie koniec tej opowieści będziemy musieli zmierzyć się i z Mrokiem, i z Falą Ognia, która nadejdzie.

KILKA SŁÓW

W pierwszej części poznajemy większość bohaterów serii. Akcja zaczyna się od odnalezienia biblioteki przodków ludzi, którzy bardzo dawno temu wraz z innymi rasami odkrywali Drogę Mleczną. Niestety wrogowie ludzkości zauważyli ten fakt i postanowili stanąć na drodze Imperium do odtworzenia dawnej świetności. Rozpoczyna się niewypowiedziana wojna a wróg nadciąga z trzech kierunków. Imperium musi stanąć do walki, żeby nie dać się unicestwić i zepchnąć z powrotem na więzienną planetę Ziemię.

Paweł Famus

PRZECZYTAJ FRAGMENT

Kolejne zawody zakończyły się sukcesem szkoły pilotażu imienia Skalskiego. Nikt już nie wiedział, kto to był, ale wiązano tę postać z jakąś wielką bitwą o układ Toruń siedemset lat temu. Nie było to prawdą, jednak trudno by się czegokolwiek doszukiwać w Archiwach, skoro historia ta była starsza od samego Imperium o jakieś dwieście lat. Na przykrytych kopułami dziedzińcach stały wysokie na dziesięć metrów posągi przystojnych młodzieńców w dziwnych mundurach, które z trudem można by porównać do skóry zwierząt: tylko kto w tym chodzi w dzisiejszych czasach. Posągi stały tutaj już czterysta lat, odkąd zaludniono układ. Sam kamienny wizerunek był starszy i najprawdopodobniej miał lat sześćset, a wzorowano go na pomnikach z galerii sław umieszczonej na Wyspie Szczęśliwej w ogrodach Imperatora. Tak samo było w szkołach imienia Urbanowicza, Horbaczewskiego, Łanowskiego i Turzańskiego. Z tym ostatnim wiązała się niesamowita legenda, bowiem twierdzono, że był ślepy, co oczywiście też nie było prawdą, ale i o tym nikt nie wiedział. Za to adepci szkoły dla podkreślenia umiejętności swojego mistrza sto siedemdziesiąt lat temu domalowali granitowemu posągowi kolorowe, szaroniebieskie oczy i tak zostało do dzisiaj. W tym roku trzecią edycję pucharu Rostocku wygrali ci od Skalskiego, ostatnio mieli dobrą passę, byli najlepsi trzykrotnie w pięciu edycjach, szkoły z innych układów wyglądały na ich tle marnie. Przez ciągłe latanie po i tak niezwykle rozbudowanym układzie kontrola lotów umiejscowiona na dalekiej orbicie ostatniego księżyca ostatniej planety skalistej miała mnóstwo roboty. Do tego doszły ciągłe rotacje zwiększonej placówki Straży Granicznej Księstwa Pomorskiego oraz rozbudowa ośmiu fortów obronnych. Na szczęście układ był zamożny, gwiazda trzeciej generacji wyprodukowała w swoim jądrze najistotniejsze pierwiastki, a następnie rozrzuciła je bogatym gestem po wszystkich planetach i księżycach, więc górnictwo i przemysł stoczniowy kwitł. Jakby tego było mało, od wczoraj w układzie stacjonuje z kilkudniową wizytą flotylla dwudziestu niszczycieli z czwartej, ciemnozielonej floty marszałka Romana Żółkiewicza. Flotylla Żółkiewicza stacjonowała wokół umocnień planety Rostock i chwilowo nie nastręczała kłopotów kontroli, za to ponad tysiąc jednostek myśliwskich oraz zaplecze techniczne i taktyczne pucharu już tak. Punkt skoku, do którego wszyscy się udawali, znajdował się po drugiej stronie układu, więc kawalkada jednostek przepychała się niekończącym się korowodem przez samo centrum układu. Był to bardzo stary zwyczaj, aby uczestnicy bez względu na wynik zawodów przemaszerowali obok bardzo starej wieży dowodzenia wykonanej z tytanu, więc świecącej pełnym odbitym blaskiem miejscowego żółtego karła wielkości ośmiu dziesiątych mas Słońca. Mijając wieżę, oddawano honorowe salwy w stronę gwiazdy, albowiem myśliwce były uzbrojone – tak kazał zwyczaj, nie wiadomo dlaczego. Z powierzchni planety, która przeszła bardzo sprawnie proces terraformowania i obecnie całkowicie nadaje się do zamieszkania, zwarte dywizjony mijające srebrzystą wieżę były dobrze widoczne i stanowiły atrakcję turystyczną oglądaną zarówno z powierzchni planety, jak i z kosmosu.

– Panie marszałku – odezwał się zastępca.
– Meldunek z centralnego skanu w układzie.
– Na holoprojektor.
– Panie marszałku, tu biuro komendanta układu, wydział skanu, melduję o odczycie tachionowym niespotykanych rozmiarów. Na ekranie pojawił się młody porucznik w nienagannym mundurze, trochę nonszalancki w zachowaniu i mowie. Nie zraziło to wcale marszałka, który nakazał kontynuację.
– Zapewne zaraz to zobaczycie na swoich skanerach, ale rozkazano mi powiadomić pański sztab.
– I przypadkiem trafił pan na mnie, nie ma problemu. Proszę pokazać, co tam macie, i przesłać koordynaty.
– Wykonuję – odpowiedział przepisowo młodzieniec. Na holoprojektorze wyskoczyły dane wejścia i namiary, na które natychmiast skierowano skanery floty. Obiekt lub obiekty, jak sugerował komputer, były naprawdę duże i masywne. Analiza sugerowała trzy gigantyczne statki kosmiczne.
– Alarm dla wszystkich jednostek w układzie! – krzyknął marszałek. Osoby zebrane na mostku zaczęły wykonywać polecenie, lecz rozglądały się, czy wszystko jest pod kontrolą. – Nie widzicie, że mogą to być rydwany ADD?
– Dopiero to ostatnie ostrzeżenie marszałka przyspieszyło realizację polecenia.
– Panie marszałku, to jest punkt skoku z kierunku Imperium – zameldował astronawigator.
– A jeśli nas obeszły?

Po kilku minutach bezowocnego oczekiwania stary gestem ręki pokazał, że pójdzie sam sprawdzić. Wszyscy zrozumieli i pozostali na swoich miejscach. Wstał, zrobił dwa kroki i wtedy się zaczęło. Nagle, tuż przed nim, pojawił się Szarak w typowej dla nich zbroi. Miał ponad dwa metry i już podnosił lancę bojową, aby zrobić z niej użytek. Stary, mimo zaskoczenia, nie stracił zimnej krwi, zrobił szybkie dwa kroki do przodu i własnym karabinem podbił lancę tak, że ta wystrzeliła purpurowym błyskiem w konary drzew. Jednak Szarak też nie próżnował, w czasie manewru człowieka również zrobił krok do przodu i ruchem ramienia odepchnął go w krzaki. Stary nie miał szans i poleciał jak szmaciana kukiełka z teatru lalek. Ewa, widząc, co się dzieje i pomna nauk w akademii, zdążyła wyciągnąć nóż bojowy i z całych sił rzuciła go w stronę obcego. Na szczęście ten nie widział, co się święci i otrzymał trafienie dokładnie między oczy. Jego pancerz przyjął uderzenie, a pole ochronne nie zadziałało. Młoda porucznik, nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, wybiegła z krzaków, dopadła do leżącego i obcasem kombinezonu wcisnęła nóż do oporu. Coś zabulgotało i wrogie bydlę dostało pośmiertnych drgawek. Nie miała czasu na oglądanie się wokoło, tylko przykucnęła przy zwłokach, mierząc z karabinu przed siebie. Wezwała pozostałą trójkę, aby pomogli staremu, który lekko poobijany, ale na szczęście o własnych siłach, gramolił się z chaszczy.
– Jak ty to robisz, dziewczyno? – zapytał z niedowierzaniem.
– Szybko – odpowiedziała.
– Co?
– Robię to szybko.
– Aha. – Uśmiechnął się.

ZAMÓW JUŻ DZIŚ

    SPRAWDŹ TEŻ